Czas biegnie bardzo szybko i rach ciach nadszedł grudzień – przełomowy miesiąc w roku. Pandemia trwa nadal, więc mamy ograniczone możliwości korzystania z różnych form kultury, ale czy rzeczywiście są one aż tak bardzo ograniczone? Współczesna technika umożliwia nam jednak korzystanie z wielu ofert kulturalnych. Mamy do wyboru w formie online koncerty, zwiedzanie różnych interesujących zabytków, wystaw, wizyt w miejscach, gdzie trudno byłoby się nam teraz wybrać. Jedną z takich możliwości są także filmy prezentowane na platformie Netflix. Przyznam się szczerze, że kiedy decydowałam się na opłacenie abonamentu tej sieci filmów, to obawiałam się, że znajdę tam filmy mało interesujące, o jakiejś banalnej treści i mało poznawcze. Moje obawy dotyczyły również tego, że oglądanie seriali pochłonie mnie całkowicie i nie będzie już czasu na inne działania. Wszystkie te wątpliwości okazały się jednak bezpodstawne, ponieważ seriale i filmy są naprawdę ciekawe i rozwijające, a oglądanie dziennie tylko jednego odcinka serialu ćwiczy moją silną wolę (no, może nie zawsze, ale jednak …).
Na przełomie roku zaczęłam oglądać 4. już sezon serialu „The crown”. Trzy pierwsze sezony obejrzałam wiosną i były dla mnie bardzo interesujące. Muszę przyznać, że serial dotyczy rzeczywiście „korony brytyjskiej”, czyli życia obecnej królowej Elżbiety II i jej najbliższego otoczenia. Rozpoczyna się ślubem przyszłej królowej z Filipem Mountbatten. Potem przedstawione są różne ważne i może mniej ważne wydarzenia z życia królowej i jej otoczenia. Postać królowej angielskiej była dla mnie zawsze trochę papierowa, jakaś taka bez życia, dopiero ten film przybliżył mi ją bardziej. Ukazał jako człowieka ze wszystkimi zaletami i wadami. Teraz patrzę na Królową Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej oraz innych jej posiadłości zupełnie inaczej. Może taka królowa ma „królewskie życie”, ale nie jest ono wolne od codziennych trosk, kłopotów i problemów. Film ukazuje też świetnie postacie premierów Wielkiej Brytanii, między innymi postać Winstona Churchilla oraz Margaret Thatcher, która rzeczywiście zasługuje na przydomek „Żelaznej Damy”. Poza tym poznajemy także wnętrza królewskich pałaców, zameczków oraz różne zwyczaje, a nawet zabawy rodziny królewskiej, które – przyznam szczerze – czasami nie reprezentują tzw. „wysokiej kultury”.
Lubię z każdego serialu i filmu wynosić dla siebie jakąś naukę, coś, co mnie rozwija. Dzięki temu serialowi nie tylko inaczej spostrzegam obecną królową, lecz także widzę, jak bardzo czasami popłaca w życiu stanowczość, dążenie do wyznaczonego celu oraz że dla dobra publicznego ponoszą ofiary nie tylko ludzie znajdujący się w ekstremalnych sytuacjach, np. na froncie, lecz także ludzie stojący u steru władzy (niekoniecznie zawsze monarchowie), którzy podejmują nieraz bardzo trudne decyzje. Uważam, że serial ten jest godny obejrzenia.
Aniu! Podobnie jak Ty jestem wielbicielką serialu „The Crown” 🙂 Co prawda daleko mi jeszcze do czwartego sezonu, ale już teraz mam głowę pełną myśli i spostrzeżeń na temat tego „królewskiego” świata 😉 Dziękuję Ci za Twoje refleksje, jak zawsze pełne wdzięku i elokwencji 🙂