Gdybym był przez jeden dzień prezydentem, to znałbym wielu ludzi bogatszych od siebie.
Wszędzie miałbym dojścia. Byłbym bardzo rozpoznawalny w różnych kręgach społecznych. Miałbym dużo pieniędzy, za które jadłbym najdroższe dania z karty menu. Organizowałbym spotkania z ludźmi w ekskluzywnych restauracjach po dogadaniu się w środowisku bankowym, żeby banki opłacały te spotkania. Wszystkie osoby zabierałbym na zagraniczne wyjazdy delegacyjne, aby poznawali świat i kultury innych obywateli, a na temat cen porozmawiałbym z rządami tych państw, by pokryły koszty.
Dodatkowo rozmawiałbym w krajach na temat tego, aby każdy mógł po danym kraju podróżować za darmo. Obywatele spaliby na rachunek tego, kto zarządza danym krajem. Na święta załatwione byłoby, że do domów przychodziliby kucharze z nagradzanych restauracji i pomagali w przygotowywaniu świątecznych potraw. Obok nich zatrudnię firmy sprzątające, ich zadaniem będzie posprzątanie całego domu przed nadchodzącymi świętami, a mieszkańcy mojego kraju będą nareszcie mogli pobyć ze swoimi rodzinami zamiast tonąć w trudach uroczystych przygotowań na każde święta. Na sylwestra zafundowałbym wojsko, które użyczy wyrzutnię rakiet w zamian za tradycyjne petardy. Dzieci pod opieką żołnierzy zaczęłyby się bawić magazynkiem granatów. W nowy rok odbywałby się turniej ze strzelania z karabinków maszynowych i wielu innych rodzajów broni. Głównym punktem zostałby bieg przełajowy z przeszkodami i otoczenie pola minowego dla dzieci i dorosłych. Podczas Wielkanocy do domów rozdawałbym zestaw domowego monitoringu i radary w ramach programu namierzania domowego zająców wielkanocnych. Stworzę wieloletnie niepłacenie za przedłużenie pobytu w sanatoriach i ośrodkach wakacyjnych. Wypożyczalnie sprzętu np. narty i kajaki będą działać według systemu dożywotniego dofinansowywania odwiedzających.
Celem tego programu będzie dożywotnie wspieranie rodzin pod względem finansowania zakupu sprzętu z wypożyczalni, w której są członkami. Za uszkodzenie rzeczy przez obywatela płacił będzie rząd. Szkolne biwaki robione na poligonach wojskowych z różnych stron na świecie byłyby zasilane pieniędzmi zagranicznych gwiazd telewizji, celebrytów i oligarchów. Razem z rządem wysyłalibyśmy zaproszenia na najlepsze imprezy w stolicach i miastach, a wszelkie koszty pokrywaliby oczywiście rządzący. Huczne posiadówki, balangi nie byłyby kontrolowane.
Nawet jakbym miał przegrać, to i tak nie szkodzi, bo mi by na tym nie zależało. Tę posadę dałbym objąć komu innemu.